Samowystarczalność? Możliwa, ale dlaczego w naszych warunkach to fanaberia – o tym przeczytacie w poniższym artykule.

Czy podłączenie instalacji do sieci energetycznej jest konieczne?

Nie jest, choć jest kilka istotnych powodów, dla których w Polsce niemal w 100% instalacje podłączamy do sieci.

Po pierwsze: fotowoltaika w Polsce tak właśnie jest projektowana. Z myślą o podłączeniu do prądu sieciowego. Działa zresztą właśnie przy jego pomocy. Gdy mamy braki w dostawie prądu z elektrowni – nasza mikroelektrownia również nie działa. Smutne, ale prawdziwe.

Po drugie: w naszych warunkach geograficznych (mowa oczywiście o nasłonecznieniu) instalacja nie będzie tak wydajna, by mogła być całkowicie niezależnym tworem. Mamy przecież noce bez słońca, ale liczba dni słonecznych w roku też pozostawia wiele do życzenia. Tak, możemy zmagazynować nadwyżkę energii z lata, ale…jest jeszcze Po trzecie.

Po trzecie: magazynowanie energii we własnym zakresie (odpowiednie akumulatory), choć jest możliwe, to jednak jest w Polsce dość drogie.

Samowystarczalność to snobizm?

Tak więc samowystarczalność to wersja dla bogatych. To fanaberia, na którą mogą sobie pozwolić Ci, którzy(jak prepersi) chcą przygotować się na wszystko – na przykład na braki prądu sieciowego lub mają taki kaprys i na przykład nie chcą widnieć w ewidencji dostawcy prądu. Jedyna sytuacja, w której niezależność jest koniecznością to instalacja fotowoltaiczna (tzw. wyspowa – niezależna od elektrowni) zasilająca miejsca, do których sieć energetyczna nie dociera, np. dom w środku lasu.

Czy zakład energetyczny musi nas przyłączyć?

Wykładamy kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt tysięcy na start licząc na spłatę inwestycji dzięki niższym rachunkom za prąd. Czy może się okazać, że zakład energetyczny nie przyłączy naszej instalacji do sieci, w związku z czym nie będziemy mieli szansy zmagazynować nadwyżki wyprodukowanej energii? Nie ma takiej obawy. Jeżeli moc naszej małej elektrowni nie przekracza 40 kWh zakład energetyczny zobowiązany jest prawem do przyłączenia nas do sieci. W Polsce uznaje się więc za oczywistość podłączenie do publicznej sieci energetycznej. Prądu nie magazynujemy u siebie, a nadwyżki odsyłamy.

Magazynowanie energii – taki kaprys.

Jakie są zalety magazynowania energii u siebie? Ano takie, że mając własne akumulatory, nasza instalacja będzie działać także wtedy, gdy zabraknie prądu sieciowego. Inni posiadacze fotowoltaiki  tego luksusu nie mają, czyli ich instalacja wyłączy się nawet w najbardziej słoneczny dzień przy każdej awarii prądu z zakładu energetycznego. To największa wada instalacji połączonej z zakładem energetycznym. Instalacja hybrydowa (połączona z energetyką, ale też z własnymi akumulatorami) pozwoli nam więc na pewną niezależność, ale bez utraty przywilejów. Co to oznacza? Możemy magazynować nadwyżki energii, a oddawać do zakładu tylko tę część nadmiaru energii, której nie zdołamy już sami zmagazynować.

Jednak, mimo że energetyka pobiera prowizję w wysokości 20% to i tak jest zdecydowanie bardziej opłacalne niż magazynowanie energii u siebie. Do magazynowania energii u siebie potrzebujemy specjalny inwerter i sporo monet. To dlatego, że magazynowanie energii w Polsce jest mało opłacalne, jest też mało popularne. Sprawmy więc, by nasza umowa z zakładem energetycznym była jak najbardziej opłacalna. Na co warto zwrócić uwagę? Instalacja słoneczna wiosną i latem jest kilka razy bardziej efektywna niż zimą. Dlatego ważne, żebyśmy rozliczali się z energetyką w jak najdłuższych cyklach. Inaczej nadwyżka wypracowana w sezonie – przepadnie. Traktujmy energetykę jako nasze wirtualne akumulatory.

Określmy też ilość zużywanego w domu prądu, by nie inwestować zbyt dużo w moc instalacji fotowoltaicznej. Panele muszą pracować dla nas optymalnie, ale w tych obliczeniach pomogą nam już specjaliści BeGolden.